Cóż to była za przygoda :)!
Serio, nie mogę patrzeć na filmiki z moich początków. Podobnie, nie znoszę przeglądać zdjęć z majowego seminarium, pierwszego w Polsce, jeśli chodzi o jukendo. Choć to od tego wszystko się zaczęło – i bez tego moja największa przygoda nie doszłaby do skutku – aż mnie skręca, kiedy widzę te niezdarne ruchy, banalne błędy i jakikolwiek brak pojęcia o pojęciu, wypisany na moje twarzy. I to nie tak, że wszystko wykonuję już perfekcyjnie – po prostu jestem bardziej świadoma swoich pomyłek i, jednocześnie, nie wstydzę się ich.
Jestem chodzącym, gadającym (choć nie latającym) przykładem tego, jak proste i satysfakcjonujące jest jukendo dla początkujących, nawet tych, dla których byłoby to pierwsze budo. Jukendo jest skomplikowane w swojej prostocie, nie ma tam wymyślnych technik, które koniecznie należy opanować, by odnosić sukcesy. Im więcej można zrobić, tym mniej, tak naprawdę, się robi, bo wystarczy lekki skręt nadgarstka i perfekcyjne kamae, by zdobyć punkt. Sama nie mam żadnego doświadczenia w sztukach walki, bo mniej niż rok i najniższy stopień (5 kyu) w kendo nie bardzo się liczy, a jednak czerpałam (i nadal to robię) ogromną przyjemność ze zgłębiania coraz tajniejszych tajników tej sztuki, świetnie się bawiąc wśród najlepszych zawodników i trenerów jukendo na świecie. Nie ukrywam, że mam za sobą nieprzespane noce, pełne wątpliwości, czy dam radę codziennie trenować pod okiem srogich hachidanów (a z tego, co podsłuchałam tu i tam, miałam powody do obaw). Tymczasem czuję się zaszczycona tym, że mogłam poznać jednych z najcudowniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałam. Tęsknię, każdego dnia.
Odkryłam naprawdę wiele podczas tej podróży – w sensie dosłownym i przenośnym. Nie była to asfaltowa droga, wręcz przeciwnie – nie zawsze wierzyłam, że za zakrętem nie ma przepaści, czy ślepego zaułku. Jeśli masz chwilę, zerknij na moje dzienniki, pisane na bieżąco w Japonii dla jukendo.world. Znajdziesz tam opisy wzlotów i upadków, jakie były mi pisane podczas tych trzech miesięcy. W filmie dołączonym do tego wpisu doskonale widać, jak wyglądały moje postępy – jak z człowieka, który daremnie usiłuje wykonać prawidłowe pchnięcie nagle zaczyna się tym bawić i odkrywać, jak wykonać dany ruch czy technikę. Taka droga niewielkich oświeceń, których nie sposób przewidzieć i tylko pokłady cierpliwości i ciągłe próby osiągnięcia celu pozwalają uczynić jakikolwiek postęp. Największy przełom nastąpił kilkakrotnie – najpierw, kiedy odkryłam pracę nóg (szczególnie fumikomi, nieosiągalne dla mnie przed przyjazdem do Japonii – nadal mam problemy z tym przy odwrotnym kamae w kendo), czerpaniem mocy do pchnięcia z prawej nogi i, największy ze wszystkich, to, jaką rolę spełniać powinny moje ręce. Nauczyłam się też jak bawić się budo i rozluźniać, jednocześnie nie tracąc z oczu celu, pośród chaosu ciosów. I to doskonale widać na tym filmie – tak, to sztuka walki i tak, doskonale się bawię!
To jest pierwsza część zapisków Klary, pełniącej rolę tłumacza i gościnnego autora w serwisie Jukendo World, która niedawno zaczęła trenować jukendo i zdecydowała się przyjechać do Japonii na trzy miesiące by zgłębić tajniki tej sztuki walki, wraz ze swoim partnerem Łukaszem.
Odpowiedź