01-08-2017 – jedenasty trening
I tym sposobem rozpoczęliśmy kolejny miesiąc dźgania ludzi drewnianą bronią. Choć może powinnam zarzucić taki optymistyczny ton, bo zmiana jednej cyfry w dacie oznacza też, że jesteśmy tu wystarczająco długo, aby treningi stały się bardziej zaawansowane i przez to – męczące. Jukendo ma kilka aspektów, które mnie frustrują, takie jak bardzo ograniczona liczba miejsc, które można atakować i to jak blisko siebie się znajdują. Do tego w dłoniach przeciwnika znajduje się taka sama solidna, lecz szybka, broń, stąd jeśli zatracasz się w ataku – a tak powinno się dziać – tak czy siak nadziejesz się na mokuju naprzeciwko. Nietrudno zgadnąć, że dzisiaj zdarzyło mi się wiele razy wbiec prosto na drewniany bagnet w rękach jednego z najlepszych ludzi w tej dyscyplinie na świecie, do tego osoby, która zna moje błędy lepiej niż ja sama. Moja lewa ręka, która zazwyczaj jako pierwsza wchodzi w bolesną interakcję z bronią przeciwnika, przestała na jakiś czas funkcjonować…
02-03.08.2017
Zawody w Nippon Budokan w Tokyo.
Dzień bez treningu nie oznaczał całkowicie wolnego dnia, jako iż spakowaliśmy cały sprzęt i pojechaliśmy do Tokyo kibicować Ewie podczas turnieju, a także by poznać ludzi związanych z tą sztuką walki. Stolica Japonii przywitała nas miłą mżawką i chłodem, co było zbawieniem po gorącym i wilgotnym klimacie Nagoi. Nippon Budokan to miejsce, które robi kolosalne wrażenie, szczególnie, że miałam zobaczyć jakiekolwiek zawody związane ze sztukami walki po raz pierwszy w życiu. Setki młodych mężczyzn (było tam też trochę kobiet, ale stanowiły one zaledwie ułamek zgłoszonych zawodników) wylewały się z wojskowych ciężarówek. Przyjechali tu z jedną myślą: pokonać przeciwnika w zawodach zespołów męskich poniżej 25 roku życia. Z kolei kobiety rywalizowały indywidualnie – ta sztuka walki wśród kobiet dopiero raczkuje – ale jestem pewna, że w przeciągu najbliższych lat drużyna białych kobiet będzie w stanie stawić czoła Japonkom. Zebraliśmy też pokaźną liczbę nagrań i zdjęć z zawodów dla Jukendo World, no i oczywiście kibicowaliśmy Ewie, która walczyła wspaniale, wygrywając swoje dwie pierwsze walki i przegrywając w trzeciej o punkt, choć pierwszy należał do niej. Sensei przedstawił nas też kilku ważnym osobom. Mam nieodparte wrażenie, że uwielbia chwalić się swoją kolekcją zagranicznych przybyszy, którzy zjawiają się w Japonii by trenować właśnie z nim.
04-08-2017 – dwunasty trening
Cały dzień spędzony na kibicowaniu, oglądaniu i kibicowaniu (a także noszeniu całego sprzętu ze sobą) spowodował, że byliśmy nieco wyczerpani, stąd dzisiejszy trening należał do tych lżejszych fizycznie. Jak zawsze, skupiliśmy się na szlifowaniu podstaw – i znowu musiałam modyfikować sposób, w jakim stoję w kamae. Moja lewa ręka jest cała w siniakach na skutek tego, że mam tendencję do obracania się zbytnio bokiem do przeciwnika – wtedy właśnie lewe ramię znajduje się prosto n linii ciosu. W związku z tym, że coraz więcej drobnych elementów jest korygowanych, ma to bezpośredni wpływ na całe kamae – aby uniknąć narażania się na amputację, muszę otworzyć biodra, co też bezpośrednio przyczyni się do poprawy pracy nóg. Po przerwie, przeszliśmy do nauki form kata, które w jukendo są wyjątkowo trudne i proste jednocześnie. Choć założenie i ruchy są proste, detale robią gigantyczną różnicę, by nie wyglądać głupio, a jak ktoś, kto ma na celu wykończenie przeciwnika. W tym momencie poczułam, jak wiele pracy nad utrzymaniem balansu mnie czeka – nadal mam problem z utrzymaniem środka ciężkości we właściwym miejscu w trakcie ruchu do przodu i do tyłu i to jak najbardziej płasko. Jakoś nam się dzisiaj udało, choć jak zawsze: było dobrze – na dzisiaj. Jutro czeka nas więcej pracy.
05-08-2017 – trzynasty trening
Sensei zdecydował przygotować nas do poziomu pierwszego stopnia dan – shodan – zanim wrócimy do Polski, więc w najbliższym czasie z pewnością podstawy będą w centrum uwagi. Każda najmniejsza zmiana, jakiej dokonuję, by zbliżyć się do ideału, powoduje, że wszystko się rozpada. Moje stopy nadal są zbyt blisko siebie, choć otwarcie bioder powoduje, że stopniowo zaczyna się to zmieniać na lepsze. Do tego, wzmożona ilość potu spowodowała, że mój men nareszcie trochę zmiękł i da się w nim trenować – choć nadal leży na tyle krzywo, że moja szyja jest nieco obolała. Dzisiaj po raz pierwszy robiliśmy kakarigeiko, ćwiczenie ciągłego ataku, a także ulubione ćwiczenie – szarżujący atak. Udało mi się zarówno wykonać jeden bardzo dobry atak, jak i zgubić się kompletnie w ciągu tych piętnastu minut. Kiedy nareszcie zdjęliśmy zbroje, ćwiczyliśmy więcej kata, z naciskiem na zanshin i wyglądanie, jakbyśmy wiedzieli co robimy. Ha!
*To jest pierwsza część zapisków Klary, pełniącej rolę tłumacza i gościnnego autora w serwisie Jukendo World, która niedawno zaczęła trenować jukendo i zdecydowała się przyjechać do Japonii na trzy miesiące by zgłębić tajniki tej sztuki walki, wraz ze swoim partnerem Łukaszem.*
Odpowiedź