06-08-2017
Niedziela – dzień wolny
Jako iż Nathan, Amerykanin, wpadł na tydzień z wizytą, zdecydowaliśmy się dołączyć do niego i nieco pozwiedzać okolicę. Nasze wcześniejsze dni wolne spędziliśmy w Osu Kannon i na festiwalu niemieckiego piwa, była to więc pierwsza okazja, by tak naprawdę zobaczyć coś w samej Nagoi, na przykład tutejszy zamek.
Nie zrobił na mnie jednak dużego wrażenia, toteż po krótkiej przechadzce zdecydowaliśmy wspólnie, że spróbujemy odwiedzić Muzeum Toyoty. I był to strzał w dziesiątkę, szczególnie, że większość tamtejszych maszyn jest ciągle sprawna i dostępna dla zwiedzających.
07-08-2017 – czternasty trening
Dzisiaj odwiedził nas kolejny sensei, dzięki czemu, oprócz typowych podstaw, ćwiczyliśmy różne zagrywki przydatne w walce turniejowej (shiai) – na przykład mocne wybicie się i skrócenie dystansu – z naciskiem na szybkie i precyzyjne poruszanie się. Nathan zdecydował się do nas dołączyć, a jako że była to jego pierwsza styczność z jakąkolwiek sztuką walki, ćwiczył indywidualnie z senseiem Teradą.
Dla nas z kolei, choć nie zaprzeczę, że triki z pracą stóp i położeniem rąk (tworzeniem iluzji, jakoby się stało w miejscu, kiedy tak naprawdę skraca się dystans) są prawdopodobnie bardzo przydatne, nadal najważniejsze są podstawy podstaw. Moje kamae i pchnięcie wciąż wymagają wiele pracy, więc póki co bardziej zaawansowane zagrywki postaram się zapamiętać, a skupię się na bieżących problemach. Mam ogromną nadzieję, że ten sensei jeszcze zawita na nasz trening, bo jest w stanie nas wiele nauczyć – do tego jest świetnym motodachi, co jest również niezwykle ważne.
08-08-2017 – piętnasty trening
Powrót do podstaw – ze szczególnym naciskiem na bycie dobrym motodachi – przyjmowaniu ciosów w odpowiedni sposób i we właściwym dystansie. Jako naczelny niziołek, nie mam zbyt wiele problemów z wykonaniem malutkiego kroczku, który pozwala absorbować siłę pchnięcia – po prostu nie ważę na tyle dużo, żeby móc stać jak słup soli i nie wylądować na przeciwnej ścianie dojo. Do tego sensei wyszedł ze świetną inicjatywą i zaproponował nam dzisiaj trening oporowy z gumą, którą nakładaliśmy na wysokości bioder lub na mokuju.
Mam nadzieję, że będziemy robić to częściej, bo czuję, że może mi to bardzo pomóc. Trening skończyliśmy robiąc kata i jak zawsze najwięcej problemów sprawiło mi harai. Kata w jukendo wygląda naprawdę łatwo, ale to mylące, dzięki skupionym i spokojnym twarzom osób je wykonującym. Tak naprawdę jedną z najtrudniejszych rzeczy jest utrzymanie mokuju pod właściwym kątem, nie pozwalając mu drgnąć w żadną niepożądaną stronę.
*To jest pierwsza część zapisków Klary, pełniącej rolę tłumacza i gościnnego autora w serwisie Jukendo World, która niedawno zaczęła trenować jukendo i zdecydowała się przyjechać do Japonii na trzy miesiące by zgłębić tajniki tej sztuki walki, wraz ze swoim partnerem Łukaszem.*
Odpowiedź